23/02/2024
„Żona zabrała mi klucze do mieszkania. (…) Poszedłem na zwykłą parkową ławkę i tak zacząłem spędzać noce.” – historia Ryszarda
Mam prawie 69 lat, jestem już emerytem i mogę powiedzieć, że wiele w życiu przeszedłem. W dzieciństwie ojciec bił mnie, popychał i poniżał, a mama na to nie reagowała. Po skończeniu podstawówki i szkoły gastronomicznej poszedłem do wojska, a gdy z niego wyszedłem, od razu wziąłem ślub – myślałem, że gdy się ożenię i rozpocznę dorosłe życie to w końcu mi się ułoży. Jednak tak się nie stało… 37 lat mojego małżeństwa stało się kolejnym koszmarem.
Przez cały czas trwania małżeństwa ciężko pracowałem. Nie miałem nigdy prawdziwego urlopu! Wychowywałem wraz z żoną jej syna z poprzedniego związku. Dbałem o nich, robiłem zakupy, obsypywałem prezentami, sam płaciłem kredyty, które braliśmy. Kiedy sprzedaliśmy nasze pierwsze mieszkanie i kupiliśmy inne, sam zrobiłem remont. Zająłem się przeprowadzką i nikt mi w tym nie pomógł. Moja żona w tym czasie ciągle narzekała, że źle się czuje i nie ma siły nic przygotować.
To jeszcze nie najgorsze. Przez ostatnie lata tego związku byłem regularnie wyrzucany z naszego domu…W końcu żona zabrała mi klucze do mieszkania, choć jest ono nasze wspólne. Nie wpuszcza mnie, a tam są przecież wszystkie moje rzeczy, nawet dokumenty i listy. W właśnie taki sposób znalazłem się na ulicy. Sam, bez jakiejkolwiek pomocy. Nie stać mnie było na wynajęcie pokoju – większość moich zarobków i emerytury pochłaniały kredyty. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Poszedłem na zwykłą parkową ławkę i tak zacząłem spędzać noce. Choć mieszkałem na ulicy, starałem się dbać o siebie, wyglądać jak zwykły człowiek i normalnie chodzić do pracy – pracowałem wtedy w ochronie. Niestety, któryś z moich kolegów przyuważył mnie, że śpię na ławkach i powiedział o tym mojemu szefowi. Bardzo się mu to nie spodobało, bo „kto chciałby zatrudniać bezdomnego”… Z dnia na dzień, bez podania żadnej przyczyny zostałem zwolniony z pracy. Zostałem więc bez domu, bez pracy, z długami, których nie miałem za co spłacić.
Po trzech miesiącach na ulicy znalazłem schronienie w hostelu dla osób bezdomnych. Tam właśnie zobaczyłem na tablicy ogłoszeń kartkę z adresem Dzieła. Zadzwoniłem. Najpierw trafiłem do pana Darka, pracownika socjalnego, a potem do pani Kamili, doradcy zawodowego. Z tą pracą to było najciężej…Gdy nie ma się gdzie mieszkać, ciężko jest szukać pracy. Nie posiadałem internetu, nie miałem jak zadzwonić, ani też gdzie się umyć, by wyglądać czysto i schludnie. Na szczęście Dzieło mi pomogło – znalazło mi pracę, załatwiło wszystkie papiery i z końcem grudnia rozpocząłem nowe zatrudnienie.
Chciałbym znaleźć lepszą pracę, by móc wyprowadzić się z hostelu, w którym aktualnie mieszkam. Tu mamy 7-osobowy pokój, nawet czasem ciężko się wyspać porządnie, gdy tyle osób jest wokół. Już nie potrzebuję wielkich rzeczy. Po prostu mieć dom, mieć co zjeść, gdzie się umyć, iść normalnie do pracy. Chcę wyjść z bezdomności!
Ryszard, lat 69
emeryt, były ochroniarz
marzy o własnym kącie