21/02/2023
„Mój synek Piotruś jest moim motorem napędowym do wszystkiego.” – historia Pawła
Zawsze interesowałem się sportem i ta miłość została we mnie aż do dziś. Przez kilka lat grałem w piłkę nożną. Sport był dla mnie pewną formą ucieczki z domu, który był domem trudnym. Nie chcę przerzucać winy, że stąd się wzięły moje problemy, ale było ciężko – wieczne awantury, czasem przemoc.
Potem wszystko układało się książkowo – w lokalu, w którym pracowałem, poznałem moją przyszłą żonę. Udało nam się kupić mieszkanie. Zamieszkaliśmy razem i szybko pojawiło się pierwsze dziecko – w wieku 21 lat po raz pierwszy zostałem ojcem. W sumie doczekaliśmy się trójki potomstwa. Otwarliśmy cztery lokale gastronomiczne – pizzerie i fast food. Jednak wszystko zaczęło się psuć… Najpierw zmarli moi rodzice – jedno po drugim, w odstępie trzech miesięcy. Potem przyszedł rozwód. Zacząłem zapijać problemy. Pewnych rzeczy nie zauważałem, mijaliśmy się z żoną. Pracowałem ciężko, po kilkanaście godzin dziennie, często siedem dni w tygodniu. Wydawało mi się, że zarobienie na utrzymanie rodziny to jest wszystko, co muszę zrobić. Nie zauważałem, że nie poświęcam tyle czasu, ile trzeba dzieciom, nie odciążam żony z obowiązków.
Po rozwodzie zacząłem „zawalać” pracę – jedną, drugą, trzecią… Pojawiało się coraz więcej nieopłaconych zobowiązań. W pewnym momencie stwierdziłem, że najlepszym rozwiązaniem, by wyjść z długów, będzie sprzedanie mieszkania. Jednak pieniądze ze sprzedaży zajął komornik za nieopłacone alimenty i z dnia na dzień zostałem pozbawiony mieszkania. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, i tak zaczęła się moja tułaczka po przestrzeni ulicznej… Na samym początku spałem na klatkach schodowych, zacząłem poznawać ludzi, którzy też żyją na ulicy. „Zainstalowałem się” na jednym osiedlu, pod balkonem. Przytargałem sobie wersalkę, coś do przykrycia. Wtedy też poznałem panią Elę, która podpowiadała mi, gdzie mogę się umyć, (bo to był dla mnie największy problem), gdzie zjeść… Z czasem byłem umęczony każdym kolejnym dniem, brudem, głodem… I tak dowiedziałem się, że jest Centrum na ul. Smoleńsk, że jest Loretańska, że są ludzie „od spraw beznadziejnych”, ale naprawdę beznadziejnych – jak pan Mateusz (pracownik socjalny Dzieła). Dzięki panu Mateuszowi znalazłem miejsce w noclegowni. I tak zaczął się mój powrót do życia. Pan Mateusz jest dla mnie mistrzem od spraw niemożliwych – pomaga mi skompletować dokumenty i rozliczyć PIT, czekam również na odnowienie kontaktu z panią prawnik. Polecił mi też terapię, która postawiła mnie na nogi.
Kocham swoje dzieci – wszystkie tak samo. Mój synek Piotruś jest moim motorem napędowym do wszystkiego. Natomiast moja średnia córka Ania od prawie roku nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. To dla mnie bardzo trudne, bo ona zawsze była moim oczkiem w głowie. Z najstarszym synem zacząłem rozmawiać już przez telefon, jesteśmy nawet umówieni na spotkanie. Zrozumiałem, że oni potrzebują czasu. Najbardziej zabolało mnie to, kiedy moja była żona powiedziała, że dzieci się mnie wstydzą, że wylądowałem na ulicy.
Teraz koncentruję się na prostych sprawach. Cały czas pracuję. Chciałbym wynająć swoje mieszkanie. Moim priorytetem jest unormowanie relacji z dziećmi. Chciałbym kiedyś zaprowadzić swoją córkę do ołtarza. Chciałbym wrócić do prowadzenia swojej gastronomii, odzyskać prawo jazdy. Chciałbym żyć normalnie. Nie mam górnolotnych marzeń.
Paweł, lat 43
miłośnik sportu, tata trójki dzieci,
marzy o tym, by zaprowadzić córkę do ołtarza